Subscribe:

Labels

piątek, 15 lipca 2016

Lipiec pachnie ogórkami... Czy 40 kg starczy na zimę?

Lista ulubionych owoców Zielonej Pokrzywy to...
1 miejsce. Arbuz...
2 miejsce. Arbuz...
Potem długo, długo nic...
Potem trochę maliny...
A potem OGÓRKI... (no, niech będzie "owoc")

A szczególnie w lipcu stanowią one najważniejszy punkt miesiąca.
Poza tym w lipcu mam urodziny męża, naszą rocznice ślubu,
 urodziny teściów i połowy ich rodziny :)
Urodzajny lipiec :P

Tradycje rodzinne chyba przejęłam tylko ja..
Przetwarzam, gotuję, zakręcam, pasteryzuję...
Piwniczka się wypełnia...
Najważniejsze jak zawsze są przetwory ogórkowe.

2 lata temu było 72 słoiki i starczyło :)
Rok temu musiałam podbierać ogórki z piwnicy teściowej.
W tym roku przerobione 40 kg plus 15 kg,
takich większych ogórków na kwaszone.

W zimę jem sporo ogórków - i nie jest to zupa ogórkowa
 (bo akurat do tej nie pałam miłością).
Raczej to słoik zjedzony od tak do obiadu zamiast surówki, na kanapki.
 Coś na stół dla gości na zakąskę. Albo zjedzony w międzyczasie.

Wygląda to zazwyczaj tak: Ktoś otwiera słoik ogórków, zjada 1-2,
 odstawia do lodówki, wraca po następnego ogórka -ogórków już nie ma.
Kto je zjadł ? :D Tak, tak...
Co ja poradzę, że je uwielbiam?

Korniszony, kwaszone, małosolne..

Czy 40 kg wystarczy do następnego sezonu? :)

Dalej znajdziecie krótką relację z ostatniego lipcowego przetwórstwa
wraz z przepisem na ogórki konserwowe, które lubię najbardziej.
Zgubiłam rachubę przy 60 słoiku :)



Odkąd pamiętam, przetwory robiło się u nas zawsze.

Prym w tym wiodła babcia od strony taty.
Podobno robiło się wszystko wiadrami na całą rodzinę.
Jak dla całego pułku wojska.

W mniejszym stopniu, ale jednak sporym,
 babcia przekazała te słoikowe szaleństwo synowej,
czyli mojej mamie. 
Widocznie ja się napatrzyłam i mi w krew weszło :)

Ogórków musi być tak dużo, że mi uszami wyjdą.


W tym roku do pracy potrzebne były każde ręce.
Meżulo miał najgorszą robotę :)
Mycie ogórków :)
40 kg to jednak troszeczkę jest...


Płukanie, szorowanie szczotką, ponownie płukanie
i do świeżej wody.


Ja w międzyczasie myłam słoiki.
Przy okazji odkryłam zmysł kierowniczy :)
Czyli jak tu zrobić, żeby się nie narobić :)
Tu pomyje, tam postawie, tam posypię, tam komuś podsunę robotę :)

Mama i babcia się zorientowały, ale dzielnie pracowały dalej :P


Umyte ogórki trzeba było napakować do słoików z przyprawami.


Do każdego słoika wsypujemy kilka ziarenek czarnego pieprzu,
kilka ziarenek ziela angielskiego, liść laurowy, ok.pół łyżeczki gorczycy,
2 ząbki czosnku, kawałek chrzanu i dużo świeżego kopru.





Do każdego dużego słoika napełnionego ogórkami
wsypujemy 1 łyżkę cukru i 1 łyżeczkę czubatą soli.



W międzyczasie gotujemy zalewę.
Ja zrobiłam delikatną zalewę w proporcji 1:6 (ocet:woda).
Moja mama woli proporcję 1:3 /1:4, ale dla mnie to troszkę za mocne.
Gorącą zalewą zalewamy ogórki i zakręcamy słoiki.


Słoiki wstawiamy do dużego gara z ciepłą wodą
i pasteryzujemy.
Od momentu zagotowania wody tylko 2-3 minuty.
Wyjmujemy z wody i studzimy.

Tym razem ogórki gotowaliśmy na żywym ogniu :)
Na prawdziwej kuchni na drewno.
O tak elegancko się paliło :)



Pozwalamy ogórkom nabrać smaku przez jakiś czas :)

Najlepiej zacząć się do nich dobierać na jesieni.

Ja pierwszy słoik otworzyłam dzień po zrobieniu (hahahahha) :)

 A tu brakujące ogóreczki trzeba było dorwać z ogródka babci :)


PS. Zdjęcia gotowych ogóreczków muszę zrobić w wolnej chwili
i wtedy się z Wami nimi podzielę :)

2 komentarze: